„Idę spokojnie do słońca”
Dorastała w domu pełnym ludzi, dźwięków i szalonych estradowych kreacji, nic zatem dziwnego że jej hippisowska natura od lat goni za światłem i szuka rewolucji. c i interesujące życie. Niektórzy zarzucają jej, że miota się między światem filmu a muzyką. Ona wierząc że „będzie żyć wiecznie”wydała w 2009 roku dwie płyty, nakręciła film „Demakijaż” i już pracuje nad kolejnymi projektami. Współczesna odmiana buntowniczej artystki – Maria Sadowska.
Pamiętam jak 2004 roku ukazała się twoja pierwsza autorska płyta, to było coś świeżego zarówno pod względem muzycznym jak i wizerunkowym. Sama wymyśliłaś Marysię, która „chce tańczyć i milczeć”?
To były zupełnie inne czasy dla artystów, panowała kompletna swoboda, wizerunek nie był tak ważny jak jest teraz. Nikt nie słyszał o plotkarskich serwisach internetowych, nie czytał prasy bulwarowej, liczyła się przede wszystkim twórczość. Wiedziałam dokładnie jaka ma być ta płyta, dźwięki powstały bardzo szybko, byłam też pewna że znajdą się na niej teksty Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej. Z wizerunkiem było trudniej, nie miałam określonego pomysłu. Pamiętam, że zaprosiłam do współpracy moją koleżankę z ASP – Skajkę, to ona wymyśliła ten eightisowy klimat, przyniosła wzorzyste tapety, kolorowe drinki i ubrania od Agnieszki Maciejak. Słuchawki z lat 70-tych, które trzymam na zdjęciu wzięłam od mojego Taty, mam je do dzisiaj.
Ale ten wizerunek nie został do końca zaakceptowany przez prasę kobiecą?
To prawda, media promowały wtedy minimalizm, a ja postawiłam na szalony, trochę landrynkowy styl, który moim zdaniem idealnie komponował się z muzyką klubową. Pamiętam, że specjalnie do tej płyty zdecydowałam się pierwszy raz w życiu obciąć włosy. Miałam zwariowaną niegrzeczną fryzurę, którą zrobił mi mój przyjaciel Krzyś….(?)Znał mnie od podszewki, chodził na wszystkie moje koncerty dlatego nie miałam żadnych oporów, w pełni mu zaufałam.
I nagle przy następnej płycie „Tribute KOMEDA” stałaś się kimś zupełnie innym. Kobieca i niezwykle zmysłowa sesja autorstwa Pawła Pyrza, to jedna z najpiękniejszych polskich sesji okładkowych.
Paweł to zawodowiec, to on zaproponował żebyśmy zrobili sesję na strychu w Teatrze Polskim. To miejsce doskonale współgrało z jazzowym klimatem płyty i oddawało jej charakter. Powstało naprawdę sporo świetnych zdjęć, niestety nie wszystkie ujrzały światło dzienne. Stylizacja była dziełem Agaty Koschmider, która przyniosła czarną sukienkę autorstwa Paprocki&Brzozowski. Czułam się w niej naprawdę kobieco i dojrzale, to była fajna odmiana po pierwszej płycie gdzie byłam szalonym łobuziakiem (śmiech). Sama wymyśliłam fryzurę, postanowiłam wrócić do długich włosów, w których zawsze czułam się najlepiej, zafarbować je na platynowy blond i zaakcentować grzywką.
No właśnie na okładce płyty „Spis treści” nie ma już twojej kultowej grzywki, zamiast tego pojawia się czarny beret.
Kiedy pracowałam nad „Spisem treści” nie myśleliśmy o radykalnej zmianie wizerunku, fotografowie z którymi się spotykałam namawiali mnie żebym pozostała przy tym co już się sprawdziło, nie zmieniała wyglądu i postawiła na minimalizm. Nie byłam do tego przekonana, pamiętam tylko setki przymiarek i jedną wielką niewiadomą – co z tego wyjdzie? Przełom nastąpił w chwili kiedy fryzjer Marcin Szymański, związał mi włosy w koczek i podpiął grzywkę do góry, brakowało tylko mocnego wykończenia. Uratowała mnie stylistka Marysia Bulanda, która pożyczyła mi swoją sukienkę, a potem zupełnie przypadkiem wpadł mi w ręce jej beret, przymierzyłam go i wiedziałam że to jest to. Czarny beret idealnie pasował do motywu rewolucji, a ja miałam nowy wizerunek.
Ale to nie koniec, zauważyłam że to pierwsza twoja okładka, na której nie liczy się jedynie fotografia?
Tak, tym razem ogromną rolę odegrała grafika. Projekt okładki dostałam od Mariusza Mrotka, co ciekawe była to jego pierwsza propozycja. Potem przejrzałam jeszcze dwadzieścia innych pomysłów różnych grafików, ale wizja Mariusza była zdecydowanie najlepsza.
Wygląda na to, że do każdej płyty wymyślasz nowy kostium, proponujesz inny obraz siebie. Nie boisz się, że posądzą Cię o brak spójności?
Nie boję się, zawsze stawiam na różnorodność i jestem sobą. Moda to przede wszystkim świetna zabawa i genialna przestrzeń do eksperymentów, nie traktuję jej zbyt serio. Pamiętam jak w dzieciństwie zapraszałam koleżanki na „przebieranki” ponieważ moja Mama miała estradową szafę, w której królowały kolory, cekiny, kwiaty i wszystko o czym może marzyć mała dziewczynka. To mi pozostało, uwielbiam wszystko co kolorowe, nie lubię ubierać się bezpiecznie, często ryzykuję i przekraczam granice. Myślę, że różnorodność muzyki którą robię, daje mi możliwość zabawy modą. Jednego dnia wkładam t-shirt i dżinsy ponieważ gram koncert w klubie, innego stoję na scenie w eleganckiej sukni i gram koncert jazzowy. To przywilej artysty więc z niego korzystam.
A jakie ubrania kupujesz, zwracasz uwagę na metki?
Wyznaję filozofię no logo, metka nie ma dla mnie znaczenia, tak naprawdę nie mam w szafie markowych ciuchów. Ubrania bardzo szybko mi się nudzą, nie poświęcam im dużo czasu, staram się żeby przedmioty nie rządziły moim życiem, jest tyle ciekawszych rzeczy. Oczywiście jak każda kobieta uwielbiam zakupy, ale tak samo cieszą mnie ubrania wyszukane w Zarze, H&M czy second-handach, nie jestem na etapie kupowania ubrań ponadczasowych. Czasami mam chwilę słabości i kupuję ciuchy podczas sesji zdjęciowych. Zdarza mi się wtedy zaszaleć i wykupić pół sesji (śmiech), ale generalnie najwięcej pieniędzy wydaję na książki i płyty.
Czyli nie jesteś niewolnikiem trendów lansowanych przez kolorowe pisma?
Nie mam czasu śledzić trendów i nigdy nie należałam do ludzi którzy przejmują się tym, co jest masowo modne. Dla mnie moda to rodzaj teatru, przebrania. Najważniejsze żeby nasz wizerunek informował o tym kim jesteśmy, lubię kiedy strój przekazuje jakiś komunikat.
Przy pierwszej płycie śpiewałaś teksty polskiej poetki Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, „Spis treści” to płyta nagrana w całości po polsku, twoje filmy opowiadają o polskiej rzeczywistości, dużo w tym polskości…
Mam wielki szacunek do naszej kultury i tradycji polskiej piosenki dlatego kiedy pracowałam na „Spisem treści”, wiedziałam że nagram ją w całości po polsku. Wiem, że muzyka którą robię jest dużo łatwiej przyswajalna po angielsku, jednak to język polski odróżnia mnie od reszty świata, jest moim pejzażem.
Wszechstronność jest Twoim atutem czy wadą?
Od kiedy pamiętam media zarzucają mi, że jestem trochę niedookreślona, nie wiadomo czego się po mnie spodziewać, a ja próbuję wszystkim wytłumaczyć że to jest właśnie fajne, że to mój atut. Chce żeby moje życie było ciekawe, nie lubię się ograniczać, staram się poszerzać horyzonty. Moja twórczość pokazuje, że jestem wierna konkretnym stylistykom. Kocham jazz, funky, reggae, klubowe brzmienia, nigdy nie nagram płyty rockowej czy heavy metalowej. Od lat czerpię z określonych nurtów i przestrzeni artystycznych i tego będę się trzymać.
Jestem bardzo ciekawa jaką Marię zobaczymy przy następnej płycie.
To niespodzianka, na pewno będzie jakaś rewolucja (śmiech).