Diabeł rysuje u Prady

Myślicie, że ilustracja mody to dawne ryciny, które dawno trafiły na śmietnik historii? Nic bardziej mylnego – to sztuka, która przeżywa prawdziwy renesans.

Często pozwala uzyskać znacznie bardziej interesujący efekt niż fotografia wywołuje większe emocje. „Ilustracja powraca, i to nie tylko mody” – mówi Anna Halarewicz, jedna z najbardziej obiecujących polskich ilustratorek. „Dla mnie rysunek w gazecie to zawsze smaczek, rarytas. Ilustracja bywa mniej dosłowna i jest ciekawą alternatywą dla zdjęcia. Moda na ilustracje wynika z potrzeby indywidualizmu, ale z drugiej strony ilustracje są często inspirowane zdjęciami. Dobrze by było, gdyby obydwie formy wypowiedzi współgrały ze sobą w odpowiednich proporcjach” – dodaje artystka.

„Nie moda, ale kobieta”

Anna Halarewicz już jest znana nawet osobom spoza branży. Mówi, że „jest poza światem wielkiej mody i przenosi się do niego tylko, kiedy rysuje”. Swoją drogę zawodową rozpoczęła niespełna 2 lata temu od konkursu zorganizowanego przez „Twój Styl”, a już ma na swoim koncie kilkanaście wystaw indywidualnych. Jej pracę można było oglądać w wielu magazynach modowych i lifestylowych, współpracowała również z odzieżową marką Mohito. Wyróżniki stylu to plama, kleksy i czerwień. Narzędzia pracy – papier, akwarela, od jakiegoś czasu również tablet, który ułatwia jej życie, ale stara się do niego nie przywiązywać. Jej rysunki są pełne ekspresji, jakby każda kreska była zapisem emocji. Sama artystka mówi, że „nie moda, a kobieta odgrywa najważniejszą rolę w jej twórczości”. Twórczość Halarewicz jest często porównywana do szkiców Rene Gruau, a to wielki komplement. Gruau to jeden z najsłynniejszych ilustratorów. Jego prace wystawiane są w najważniejszych muzeach świata, np. w Luwrze. Jest znany przede wszystkim z reklam Diora, ale zatrudniali go też tacy projektanci jak Pierre Balmain, Jacques Fath, Balenciaga, Elsa Schiaparelli, Rochas, Lanvin, Elisabeth Arden,Hubert de Givenchy.

Sposób na oryginalność

Prawie każda ilustrator mody przyznaje, że wychował się na starych wydaniach francuskiego Vogue’a. Nawet teraz w czasach elektronicznych gadżetów, skany wydań z lat 20-tych ubiegłego stulecia robią olbrzymie wrażenie. To nie tylko przeżycie artystyczne, to sentymentalna podróż do przeszłości, która pobudza wyobraźnię i skupia uwagę odbiorcy na detalach stroju. Oglądając archiwalne ryciny kreacji kultowych projektantów, czujemy się jakbyśmy patrzyli na ręce samej Coco Chanel, podglądali ją przy pracy, przeglądali notes, czyli jej zapiski.