Właśnie skończyłam swoją drugą książkę. Tym razem było zupełnie inaczej. Proces tworzenia był mniej emocjonalny, mocno strategiczny i przemyślany. Bohaterowie, którzy są jej częścią stali w pierwszym rzędzie, ja jedynie obserwowałam ich za kulisami i robiłam notatki. To był świetny czas, bardzo filozoficzny i relacyjny, będę go wspominać do końca moich dni. Chciałabym podzielić się z Wami wstępem do książki i tematyką, której „dotykam” tym razem. Słowo dotykam nie jest tutaj przypadkowe, to temat o którym można pisać w nieskończoność. W mojej książce próbuję pokazać pozytywne aspekty samotności, oraz przedstawić ludzi którzy nie czują lęku, kiedy o niej wspominam.Wyjątkowych ludzi…
***
Epidemia samotności
„Samotność to nie choroba, to nie wirus” – powiedziała jedna z moich bohaterek. „Przestańmy szukać na nią szczepionki, zacznijmy traktować ją jak poligon doświadczalny” – dodała inna. To jakbyśmy mieli w rękach urządzenie, które jest zarówno wyzwaniem, jak i możliwością. Czy naprawdę musimy traktować samotność jedynie jako zagrożenie, które trzeba wyeliminować, tu i teraz? A może to właśnie w samotności drzemią niewykorzystane potencjały, które mogą nas uodpornić na współczesne choroby? Może to nie samotność jest problemem, lecz nasze uzależnienie od ciągłego strumienia pochwał i zatrzaskujących się komentarzy. W świecie, gdzie lajki pod postami są jak waluta, a komentarze potwierdzające naszą wartość jak diamenty, stajemy się więźniami własnej potrzeby aprobaty. Im bardziej jesteśmy głodni uznania, tym bardziej nasze serce tętni narcystycznym rytmem. Ostatnie miesiące pozwoliły mi zmierzyć się z samotnością w towarzystwie różnorodnych postaci. Wdowy, rozwódki, nastolatki szukające swojego miejsca w społeczeństwie. Osoby identyfikujące się demiseksualnością, aseksualnością, seniorzy pragnący odnaleźć prawdziwą miłość i zmierzyć się z czasem który im pozostał, pary eksplorujące związki otwarte. Wszyscy przenoszą na sobie ciężar współczesnej samotności, chociaż w różnych odcieniach. Ale tak czy inaczej, to samo uczucie krąży wokół nich: oceny własnej wartości. Czy jednak samotność jest wyrokiem czy też wyzwaniem do odkrycia własnej wartości? Czy fakt, że czasem jesteśmy sami, sprawia, że jesteśmy mniej ważni czy niekompletni? Zapominamy, że towarzystwo własnej samoświadomości powinno nas uspokajać, a nie wprowadzać w chaos. To my sami powinniśmy być najbardziej oddanymi strażnikami naszej własnej wartości. Dajmy sobie czas na oswojenie się z samotnością. Nie szukajmy plastra z kolorowymi obrazkami, który odpada po chwili. To jak lekarstwo na ranę, które czasem może sprawić, że zranienie jeszcze bardziej się pogłębi, jeśli nie pozwolimy jej się zagoić. Współczesna samotność jest jak upiorna aura, która otacza nasze życie. Wisi nad nami jak neon, atakując nas z każdej strony – w reklamach, mediach społecznościowych, filmach. Nie odpuszcza, nie pozwala nam zapomnieć o swoim istnieniu. Nie można jej odinstalować. Musimy nauczyć się z nią współżyć. Jak radzą sobie z nią moje bohaterki? Zapraszam Cię w podróż po mapie samotności, która choć może być tylko szkicem, mam nadzieję, że stanie się dla Ciebie czytelna.
Agata Zych